Media od paru dni bombardują newsem o współpracy Kanye Westa, Rihanny i Paula McCartney’a. Artysci wypuścili razem kawałek Five Four Seconds. Rihanna kawałkiem promuje swoją nową płytę, Kanye West stawia na śpiew w miejsce rapu w całym albumie nagranym z ex Beatlesem, a McCartney powrócił do list przebojów pierwszy raz po 28 latach. Czy chodzi tylko o marketing i sprzedaż? Czy może kreuję się trend, nowy kierunek, wręcz odwrót od trashu ostatnich lat?
Kawałek skupia się na tym, o czym w muzyce chodzi, melodie i wokal. To jak powrót do korzeni muzyki – piosenka która wciąga. Bez elektronicznych basów, które ściskają żołądek, bez eksperymentu i nowości. Dodatkowo tak samo prosty jak kawałek jest teledysk. Nie ma 10 rożnych scenografii, mnóstwo rożnych outfitów i pół nagich gibiących się kobiet. Minimalizm, prostota i klasyka tworzą genialny obraz. Clip pokazuje trzech całkowicie rożnych od siebie artystów w najprostszych dżinsowych ubraniach na białym tle – wszystko skupia się na melodii w piosence. Głos Rihanny jeszcze nigdy nie wydawał się tak mocny .
Geniusz tkwi w połączeniu sił przedstawicieli trzech gatunków – prawdziwy Rock’n’Roll McCartney, królowa popu Rihanna i potentat hip-hopu Kanye West – i na koncentrowaniu się na tym co ich łączy, na tworzeniu muzyki. Niesamowicie dorze odbija ten przekaz stylizacja clipu – całość w denim. Jeans z jednej strony jest ogromnym trendem tego roku, z drugiej jest nieśmiertelnym klasykiem – zupełnie jak Kanye i Rihanna w połączeniu z McCartneyem.
Nie wydaje się Wam ten kawałek prawdziwą nowością w czasie, w którym wszyscy próbują wyprodukować coraz to bardziej clubowy kawałek, w którym można się jeszcze bardziej rozebrać, jeszcze bardziej szokować?
Wśród licznych owacji dla piosenki słychać też wiele słów krytyki pod jej adresem. Że nudna, niejaka i w ogóle nie fajna. Ale czy nie jest zawsze tak, że nawet najbardziej genialny pomysł czy trend zanim do dotrze mas jest najpierw mieszany z błotem ?