Kolekcja na sezon jesień/zima 2018 była ostatnią zaprojektowaną przez Carolinę Herrerę. Niedawno ogłoszono wiadomość, że 79-letnia projektantka opuszcza własną firmę, a stery przekazuje Wesowi Gordonowi, który od pewnego czasu współtworzył kolekcje marki.
Ostatni sezon Herrery nie był retrospekcją jej twórczości, jak moglibyśmy się spodziewać. Był jednak w pewnym sensie manifestem jej wizji mody: elegancji i siły, jaka tkwi w prostocie. Pokaz otworzyły klasyki: koszulowa bluzka, czarna spódnica, eleganckie spodnie, granatowy płaszcz. Zachwycał kanarkowożółty płaszcz z cętkowanym futrzanym kołnierzem i czerwona sukienka we wzór dzikich kotów. Suknie w nasyconych kolorach oranżu, błękitu i fuksji przywodziły na myśl letnie przyjęcie pod gołym niebem. Nie zabrakło typowych dla stylu Herrery zdobień i aplikacji – delikatne pióra pokrywały w całości wieczorową suknię, wielkie grochy wykonane z koralików zdobiły płaszcz do ziemi, plisy na sukienkach dodawały trójwymiarowości.
W finale pokazu zobaczyliśmy spektakularne kreacje wieczorowe, z których z pewnością największe wrażenie zrobiła czerwona suknia z odkrytymi ramionami. Na sam koniec parada białych koszul i balowych spódnic z tafty w różnych kolorach przypomniała nam o tym, że klasyka zawsze się obroni.
Czy Wes Gordon będzie potrafił w swoich projektach zachować ducha Caroliny Herrery? Przekonamy się już za pół roku.